Rosyjskie zbrodnie. Reportaż z podkijowskich miejscowości.
Wojna w Ukrainie to temat, który dla reportażysty jest sprawą honoru. Nie mogło tam zabraknąć mojej kamery. Sprawa ukraińska to temat wcześniejszych reportaży, które udało się emitować w różnych magazynach reportażowych TVP od 2014 roku, czyli od momentu, kiedy Rosja zaczęła zagrabiać ukraińskie terytorium. Wtedy „zielone ludziki” pojawiły się w Ukrainie, a Krym i część Donbasu znalazła się pod okupacja rosyjskiego agresora. 24 lutego to kolejny etap tej wojny, o którym trzeba opowiadać w mediach, żeby utrwalać świadectwa ludzi, którzy doświadczyli zbrodni wojennych ze strony Rosji – potracili bliskich, ale też cały swój dobytek, pod gruzami zbombardowanych domów.
Wyjazd zaczął się od solidnych przygotowań. To kraj ogarnięty wojną. Mimo, że do podkijowskich miasteczek wybrałem się już po wycofaniu stamtąd wojsk najeźdźcy, to tam dalej spadają rakiety, a wojenną codziennością stały się alarmy przeciwlotnicze, które mieszkańcy, niestety czasem zgubnie, nauczyli się ignorować. Bez akredytacji wojskowej lepiej się nie wybierać. Sprzęt do rejestrowania obrazu może być uznany za narzędzie pracy szpiega, więc potwierdzenie dziennikarskich intencji i autoryzacja reportażowych działań z obu stron – redakcji TVP i ukraińskiego wojska, było podstawą. Akredytacja pojawiła się sprawnie, wydrukowana i zalaminowana czekała na odpowiedni moment na wyjazd.
Ale to nie wszystko, bo przyda się wsparcie, ktoś kto poprowadzi samochód, kiedy trzeba będzie nagrywać obrazki za oknem, ale też ktoś, kto podpowie na miejscu, gdzie szukać informacji. Nie jest łatwo znaleźć kompana do takiej dziennikarskiej „misji”, bo nie wszyscy chcą jechać. To jednak warunki wojenne. Udało się zabrać samochodem Polskiego Zespołu Humanitarnego, razem z Arturem Niemczykiem, który po drodze musiał odwiedzić miejscowość Turka, gdzie dostarczyć miał ładunek pomocy humanitarnej, zapakowany na towarzyszące nam auto dostawcze. Tak zwanym fikserem, czyli osobą na miejscu została Lesya Rygorchuk. To artystka – malarka, która studiowała na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Mieszkała już wtedy jednak w Ukrainie. Logistyka też była wyzwaniem, a szczególnie zapasy paliwa, które trzeba było ze sobą wziąć, bo w Ukrainie to towar deficytowy, szczególnie diesel. W bagażniku znalazło się 100 litrów oleju napędowego, które nasączało powietrze w aucie paliwową wonią. Można było wyruszać. To kulisy wyprawy do podkijowskim miasteczek, gdzie powstawał materiał filmowy o rosyjskich zbrodniach, które wyszły na jaw, po odwrocie rosyjskich sił spod Kijowa i przekierowaniu na Donbas.